Rozdział 1 - Tajemnicza księga

Znowu dźwięk budzika rozpoczął mój dzień, szósta rano jak zawsze. Leniwie zwlokłam się z łóżka i kieruje się na dół po schodach. W kuchni nikogo nie ma, w prawie bezszelestny sposób obchodzę wszystkie pokoje, nikogo nie ma.
- Gdzie ich wszystkich wywiało tak wcześnie? - pytam się kota, który podąża za mną domagając się śniadania.  Nakładam mu do miseczki jego ulubione jedzonko i zabieram się za swój poranny posiłek. Wyciągam jakieś jajka, cukinie, pomidora i biorę się za przygotowanie omletu, przygotowania przerywa mi dzwonienie telefonu, odbieram i dobiega mnie dobrze znany mi głos mojej przyjaciółki Niny, przełączam ją na głośnomówiący:
- Hej Lea, nie obudziłam Cię? - zapytała z udawaną troską
- Nie, właśnie robię śniadanie
- To świetnie, zrób mi omleta, ja za 30 minut u ciebie będę. Jesteś sama?
- Tak, nikogo u mnie nie ma. To chociaż kup po drodze jakąś kawę, przydaj się na coś
- Ok, tylko dodaj mi trochę sera. See you - tym pożegnaniem odłożyła słuchawkę.
Lece po szlafrok, bo chociaż znamy się bardzo długo, to jakoś nie czuję się komfortowo paradować przed nią, w mojej niezbyt gustownej piżamce. Okryta wracam na dół dokończyć to co zaczęłam robić, ostrożnie jak zawsze uważam na proporcje składników. Omlety kończą się smażyć, a do drzwi słyszę donośnie pukanie, lecę wpuścić ją do środka.
- No jestem, nie było rozpuszczalnej to wzięłam zwykła - powiedziała wręczając mi kawę
- Siadaj, to napijesz się ze mną kawy?
- Pewnie i omleta raz poproszę
Ściągam omlety z patelni nakładam na talerze, jeden podaje jej, a drugi kładę obok, nastawiam wodę na kawę i przechodzę do sedna:
- Nie żebym nie cieszyła się z twojej wizyty, ale jest jakiś powód tych odwiedzin o szóstej rano? - zapytałam
- A własnie, słuchaj! Nie masz dzisiaj nic ważnego w szkole prawda?
- Nie, a czemu pytasz? Znowu chcesz mnie w coś wpakować
- Mniej więcej, ale to świetnie się składa. Pójdziesz ze mną do mnie i pomożesz mi przejrzeć pudła?
- Jakie pudła? Nie mogłaś ich do mnie przynieść skoro już się fatygowałaś?
- Nie, za ciężkie są. Znajomy mojego brata dostał od innego znajomego, który dostał je w jakimś spadku. Są to jakieś takie starocie. On tego nie chce więc zwalił tę robotę na mnie. Bądź dobrą duszą i pomóż mi zrobić z tym porządek, przejrzymy, a jeżeli coś Ci się spodoba możesz to śmiało wziąć.
- Właściwie czemu nie, w takich rzeczach można nie raz coś ciekawego znaleźć. To jedz szybko ja się ubiorę i lecimy do ciebie.
Dokończyłam swojego omleta i poszłam na górę trochę się ogarnąć. Zaczesałam swoje puszące się, czarne włosy do tyłu i zaplotłam w prosty warkocz. Wybrałam z szafy najbliżej leżące ciuchy, niebieskie jeansy, fioletowa bluzka, wzięłam swoją ulubioną bluzę i zbiegłam na dół.
- Dobra możemy iść.
Wychodzimy z domu, odwracam się jeszcze żeby zamknąć drzwi na klucz i dobiegam do Niny.
Mieszkamy nie daleko siebie, drogą trwa może 10 min.
- Wiesz co w ogóle jest w tych pudłach? - zapytałam, gdyż właściwie zgodziłam się w ciemno, nie pytając o nic
- Nie bardzo, tak powierzchownie przejrzałam, znalazłam jakieś zioła. W sensie nie takie do palenia, takie typu tymianem, rumianek i inne tego typu pierdółki
- To ten człowiek był jakimś zielarzem?
- Właściwie to nie mam pojęcia, ale zaraz same się przekonamy
Dochodzimy do jej białego domku, który jest ogrodzony klasycznym drewnianym płotem. Wchodzimy po schodkach na ganek i wchodzimy do środka. Na wstępie jak zawsze oślepia mnie blask żyrandola wiszącego tuż przy wejściu do salonu.
- Dobra tutaj są te pudła, trochę tego jest, ale sądzę, że nie zajmie nam to dużo czasu - powiedziała, wręczając mi nóż, który ma mi posłużyć do odpakowania pudeł.
Rozpoczynam od tego największego, ostrożnie przecinam miejsce w którym przyklejono taśmę, nie chcę niczego zniszczyć. Delikatnie otwieram, spływa na mnie lekka fala kurzu, przedzieram się przez nią i praktycznie po omacku wyciągam pierwszą, napotkaną przez moje ręce rzecz. Jest to srebrny kielich, z lekko uszczerbionym lewym uchem, dookoła zauważam ozdobę w postaci wyrytych jakiś słów, w nieznanym dla nas języku. Pokazuję to Ninie, ona tylko potrząsa ramionami i pokazuje swoją zdobycz, którą jest jedwabna tkanina w bardzo dobrym stanie.
- To sobie zachowam - mówi machając mi przed oczami, różową tkaniną.
Szukamy dalej, wygrzebujemy jakieś kolekcje starych klisz fotograficznych, zbiór suszonych ziół o których wcześniej wspominała mi Nina, jakiś stary niezapisany notes. Nic wartego specjalnej uwagi, mija godzina, Nina przyniosła mi szklankę soku pomarańczowego i zapytała:
- Słuchaj podoba ci się ta zabawa?
- Pewnie, może nie ma tu jakiś skarbów, ale można z tego zrobić coś użytecznego. A czemu pytasz?
- Bo mi te rupiecie zawadzają, jakoś nie bardzo mi się podoba przeglądanie starych prywatnych klamotów jakiegoś dziadka. Może wzięłabyś je sobie, na stałe. Przejrzysz sobie w domu, może coś ci się spodoba?
- Właściwie czemu nie. Jak znajdę złoto i diamenty, to będą tylko dla mnie - zażartowałam, zakładając sobie na głowę jakąś miedzianą obręcz.
- To zapakujemy to do auta i zawieziemy do Ciebie.
- Ok.
Wzięłyśmy się ostrożnie za pakowanie paczek do bagażnika, męcząc się przy tym niesamowicie, ale po jakiś 30 minutach jestem w domu z już ułożonymi pudłami w moim pokoju.
- To ja zostawiam cię z tymi skarbami, muszę załatwić parę spraw na mieście, daj znać jak znajdziesz coś ciekawego. Pa - Dając mi na pożegnanie buziaka w policzek, pobiegła pędem na drzwi.
Zostałam sama z górą nieodpakowanych paczek, poszłam na dół po jakieś chipsy i sok grejfrutowy. Usiadłam na łóżku z jedną mniejszą paczką. Znowu ostrożnie otwieram ją nożem, kolejno wita mnie kłębek kurzu, ale tym razem widzę, coś innego, wygląda na jakąś książkę. Super może jakiś pamiętnik! wyciągam ostrożnie, przecieram beżową ściereczką leżącą na stoliku obok mojego łóżka. Moim oczom ukazuję się czarny znak pentagramu, a nad nim jakieś słowo w nieznanym mi języku, przypomina trochę napis na znalezionym wcześniej kielichu. Z uwagą przyglądam się tej dość nietypowej okładce, po chwili namysłu, delikatnie otwieram na pierwszej stronie, moim oczom ukazuje się bardzo ładnie napisany spis treści. Dopiero teraz dostrzegam masywne rozmiary tej księgi, nie jest może taka duża, co gruba, z mnóstwem kartek i wygląda jakby pochodziła z czasów XIV wieku. Wracam wzrokiem do spisu treści, przeglądam uważnie styl pisma, czytam pierwsze wyrazy:
-Część pierwsza. 1. Podstawy magii.

3 komentarze:

  1. Ciekawy początek. Chciałabym się dowiedzieć znaczenie więcej, ale chyba będę musiała poczekać na kolejny rozdział. W takim razie będę czekała na nie z niecierpliwością. ;)
    PS Marionetki - cienka granica, którą łatwo przekroczyć

    Są potrzebni ludzie, których potraktujemy w naszym życiu jako pionki. W końcu trzeba jakoś dojść do wyznaczonego celu, prawda? Nie każdy jednak to rozumie. Tyle, ile jest ludzi tyle jest różnych spojrzeń na świat. Krąg prawników, prokuratorów, sędziów, morderców, skazanych czy biznesmenów zrozumieją, że czasami lepiej poświęcić kilka osób niż ludzkość. Każdy walczy o swoje. Takie jest w końcu prawo życia. Po jakiej stronie Vanessa? Czy zgodzi się z matką? Jak potoczą się jej losy?

    http://cienka-granica.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Miło mi, że udało mi się Ciebie zainteresować. Specjalnie nie robiłam żadnych prologów czy tego typu rzeczy, żeby można było dowiedzieć się wszystkiego w trakcie czytania. Od dawna chodziło mi po głowie opowiadanie tego typu i sądzę, że może wyjść z tego coś interesującego. Pozdrawiam i zaraz zabieram się do czytania Twojego bloga.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej fajnie bardzo, że piszesz opowiadanie. Bardzo mi się podoba, jak ktoś ma pasje i je realizuje. Jedna rzecz do, której muszę się przyczepić to szablon bloga. Jest, a raczej utrudnia czytelność. Tło utrudnia czytanie, ciężko się skupić (może tylko ja tak mam). Nie musisz brać mojej uwagi po uwagę, nie jestem żadnym specjalistą. Trzymam kciuki i będę zaglądał czy dalej piszesz.

    OdpowiedzUsuń