Z lekkim przerażeniem wypuszczam kwiat z dłoni i cofam się o kilka kroków.
- Spokojnie, nie masz się czego bać. Właściwie czekałem na ciebie - powiedział mężczyzna, który siedział przy wodospadzie. Po tych słowach wstał i zaczął zbliżać się w moim kierunku, uważnie wpatrywałam się w niego, miał długą ciemno brązową szatę, która zakrywała mu stopy. Udało mi się dostrzec spore umięśnienie, chociaż nie przesadne, kiedy dotarłam wzrokiem do jego twarzy, zamarłam. Jest nieziemsko przystojny, z lekko widocznymi kośćmi policzkowymi, czarne włosy idealnie współgrały z magnetycznym spojrzeniem, które wysyłał w moją stronę.
- Witaj Leo, nazywam się John - podając mi rękę w geście przywitania, poczułam, że jego uścisk był delikatny.
- Skąd wiesz...
- Jesteśmy w astralu, jeżeli ktoś nie stara się czegoś ukryć, to wsłuchując się, można dowiedzieć się wszystkiego -od razu odpowiedział na moje pytanie, które nie dał mi skończyć.
Dotarło do mnie, że muszę ukryć przed nim moje uczucia, chociaż nie bardzo wiedziałam jak, ale poczułam, że tą część mnie otaczam nieprzenikalną barierą.
- Czemu ty tutaj jesteś? Dlaczego na mnie czekałeś? I co jest złego w zerwaniu jednego kwiatu? - masa pytań wydostała się nagle z moich ust.
- To miejsce można nazwać rezerwatem, strzeżone jest tutaj wszystko, każda roślina, każde zwierze, każdy kamień... Jest to miejsce dobrej magii, jeżeli ono zostanie zniszczone, wtedy nasza magia również.
- Dobra rozumiem, przepraszam zatem, więc co ty tutaj robisz?
- Czekałem na ciebie, zapewne dowiedziałaś się o magii z jakiegoś źródła od jakiejś osoby albo z księgi. Musiałaś nie posiąść jeszcze wystarczającej wiedzy, otóż, każda nowa osoba magiczna ma swojego przewodnika. Ja zostałem twoim.
- Znalazłam księgę, nie wczytywałam się zbytnio, skończyłam na rytualne aktywacji i oto tutaj jestem.
- Nie rozsądne z twojej strony, najpierw najlepiej posiąść wiedzę teoretyczną, żeby wiedzieć czego się spodziewać, ale nie ważne.
Zaczęło kręcić mi się w głowie, to wszystko było takie nowe, takie inne, ciężko mi było to wszystko pojąć.
- Spokojnie, widzę, że za dużo wrażeń jak na jeden dzień, słuchaj, idź odpocznij, ale spotkajmy się jutro ok 16 w parku koło teatru, jesteśmy z tego samemu miasta. Zapewniam cie, że odpowiem na wszystko twoje pytania.
- W porządku, na razie muszę to wszystko przetrawić, ale pojawię się, obiecuję. Podałam mu rękę na pożegnanie i wymieniliśmy się serdecznymi uśmiechami. Odwróciłam się powoli i zaczęłam iść w stronę mgły, za chwile dostrzegłam drzwi, te same którymi tędy przyszłam. Weszłam przez nie i znowu znalazłam się w nicości, otworzyłam swoje fizyczne oczy, dalej siedziałam w tej samej pozycji, ale czułam się jakoś inaczej. Powoli wracając do rzeczywistości dostrzegłam, że wszystkie 5 świeć były zapalone, ostrożnie zgasiłam je i schowałam do półki, księgę położyłam pod łóżkiem. Kręciło mi się w głowie, postanowiłam położyć się i odpocząć, natychmiast zasnęłam.
Cześć! Przypadkiem trafiłam na twojego bloga w katalogu. Twoje opowiadanie ciekawie się zaczyna, ale skąd główna bohaterka miała tyle świeczek? To dziwne, że od razu odprawiła rytuał. Będę czytać dalej, bo chcę się dowiedzieć, kim jest John w prawdziwym świecie.
OdpowiedzUsuńSensacyjne.blogspot.com